Na ślubie Ani i Marcina znalazłam się za sprawą Grzegorza Pędzicha (pracowaliśmy w duecie - to pierwsze moje takie doświadczenie). Od razu uprzedzam, że zdjęć do oglądania jest sporo ale działo się dużo i ciekawie (jak dla mnie - wjazd Pani Młodej na koniu na salę weselną - number 1!) a Państwo Młodzi, że tak powiem - cudownie wyluzowani. Promieniowali szczęściem a rodzina i goście niestrudzenie im towarzyszyli. Aniu i Marcinie warto było jechać te kilkaset kilometrów, żeby być z Wami w tym dniu, pozdrawiam serdecznie. Podziękowania dla Grzesia za zaproszenie, miłą pracę i wspólną podróż.
Czy ktoś oprócz mnie ma jeszcze jakieś skojarzenia z Jezioranami? :)